Rozdział 6


           Stałam przy kuchence mieszając zupę, i co jakiś czas sprawdzając czy nie trzeba jej doprawić. Właśnie miałam spróbować jej po raz kolejny gdy mój telefon się rozdzwonił. Złapałam za niego i odebrałam nie patrząc nawet na to kto dzwoni, będąc pewną, że to któraś z dziewczyn lub Lou.
           -Halu? - rzuciłam do telefonu i siorbnęłam zupę z łyżki.
           -Czy Ciebie już do reszty pojebało?! - usłyszałam głos mojej szwagierki po drugiej stronie i automatycznie mój humor uleciał ze mnie jak powietrze z balona - Odpowiesz mi?!
           -Nie krzycz, bo krzykiem niczego nie zdziałasz Gemma - rzuciłam do telefonu - Harry do Ciebie dzwonił co?
           -A no dzwonił - usłyszałam jej westchnięcie po drugiej stronie - Co się dzieje Noel? Dlaczego tak nagle zdecydowałaś się odejść?
           -Bo już nie ma siły Gem, po prostu nie mam już sił.
           -Okej - powiedziała - Słyszę, że to nie jest rozmowa na telefon. Co powiesz na spotkanie w Dolores, dziś o siedemnastej?
           -Nie mam wyjścia prawda?
           -Nie - rzuciła - Do zobaczenia o siedemnastej - i nim zdążyłam odpowiedzieć, rozłączyła się. Westchnęłam, bo tak naprawdę nie miałam ochoty się z nikim spotykać i rozmawiać o mojej decyzji. A już na pewno nie chciałam rozmawiać o tym z Gemmą.
           -Cholera! - zgasiłam szybko palnik pod garnkiem i zaczęłam wachlować nad nim szmatką - Niech to szlag - powiedziałam i wrzuciłam garnek z zupą do zlewu zalewając go wodą. Już nic z mojej zupy nie zostanie, a nie ma sił ani ochoty robić nowej. Chwyciłam za telefon, którym rzuciłam na blat stołu i wykręciłam numer do znanej knajpki i zamówiłam trzy dania obiadowe. Jakoś El z Lou dziś to przeżyją, a jutro naprawdę ugotuję porządny obiad, ale przed tym wyłączę telefon, aby nikt mi nie przeszkodził znów w gotowaniu.


           -Jesteśmy! - usłyszałam krzyk Louis’a i machnęłam ręką, że słyszę czego oczywiście nie mogli zauważyć - Co tu tak śmierdzi?
           -Jeszcze słowo Tomlinson a dziś będziesz głodował - rzuciłam w jego stronę zakładając ręce na pierś. Eleanor zaśmiała się i po chwili dołączyła do mnie na kanapie, rzucając się na nią tak, że aż podrzuciło mnie minimalnie - Whoa, kobieto trochę delikatności.
           -Coś Ty taka dziś nie w sosie Noel? - spojrzałam na Lou, który stał w wejściu i przyglądał się nam jedząc swoją porcję obiadu - Okres dostałaś czy jak?
           -Louis! - skarciła go od razu El na co on tylko wzruszył ramionami.
           -Dzwoniła Gemma - reakcja Lou była natychmiastowa, jak i El, która rzuciła się na pomoc swojemu narzeczonemu klepiąc go z całych sił w plecy.
           -Kurwa - wychrypiał - Chcesz mnie zabić?
           -Słuchaj, Lou jestem tym przerażona bardziej niż Ty okej? - powiedziałam - Umówiłam się z nią dziś na siedemnastą.
           -No to powodzenia życzę.
           -Dzięki przyjacielu - sarknęłam - Pieprzony Harry! Musiał się biedak pożalić!
           -Hej, hej spokojnie - Eleanor znów usiadła obok mnie i potarła moje ramie - Jakoś to będzie tak? Porozmawiasz z nią, wszystko wyjaśnisz, może i ona coś doradzi - uśmiechnęłam się w jej stronę delikatnie.
           -Ale chciałabym aby po prostu każdy zaakceptował moją decyzję i pozwolił mi ruszyć dalej El.
           -Wiemy to - po mojej drugiej stronie usiadł Lou - I jeśli trzeba będzie to osobiście spotkamy się z Gemmą i z nią pogadamy okej?
           -Okej.
           -No to uszy do góry, bo już szesnasta trzydzieści.
           -Jasna cholera - zerwałam się z kanapy i ruszyłam w stronę przedpokoju.
           -Weź moje auto!
           -Dzięki Lou! - złpałam za wiszące na haczyku kluczyki i opuściłam dom moich przyjaciół.


           Mieszałam łyżeczką w swojej filiżance, spoglądając na ulice Londynu. Przyglądałam się pędzącym ludziom i zastanawiałam się dokąd tak się śpieszą? Za czym? A może do kogo? Może właśnie ten mężczyzna, w czarnym płaszczy i popielatym parasolem śpieszy się do domu? Do żony i dzieci? Do dzieci z którymi chciałby spędzić trochę czasu, zanim pójdą spać? A może ta kobieta, śpieszy się do szpitala by sprawić choć trochę radości swojej schorowanej matce, która ma co raz mnie czasu? A może po prostu śpieszą za marzeniami? Za pieniędzmi? Za czymś co nie ma wartości. Tak. Pieniądz nie ma żadnej wartości. Owszem jest potrzebny do życia, ale nie jest najważniejszy. Najważniejsza jest rodzina. Te ukochane osoby, które dają nam te małe chwile radości zwykłą swoją obecnością. Chciałabym teraz być jedną z tych śpieszących się osób. Śpieszyć się by zdążyć do domu i móc ugotować mężowi obiad, by mógł zjeść coś ciepłego gdy wróci zmęczony z pracy. Właśnie. Chciałabym, ale nie mogę nią być. Już nie.
           -Przepraszam za spóźnienie - blondynka opadła na krzesło na przeciw mnie i ściągnęła swój beżowy płaszczyk - Zapomniałam już jak, frustrujące mogą być korki w Londynie.
           -Witaj Gemma.
           -Cześć - odpowiedziała i rozejrzała się po kawiarence, po czym machnęła młodej Azjatce, która po chwili pojawiła się przy naszym stoliku - Poproszę, gorącą herbatę z mlekiem i do tego tą cudowną szarlotkę - jęknęła z przyjemności, na co kelnerka zachichotała i odeszła od nas by móc zrealizować zamówienie.
           -Więc od kiedy jesteś w Londynie?
           -Od wczoraj - zaczęła grzebać w swojej torebce - Przyjechałam zaraz po telefonie Harry’ego - spojrzała na mnie - Co się dzieje Noel? Miałaś taki wielki hart ducha, taką wielką siłę by walczyć.
           -Cóż... - zamilkłam na chwilę, gdy przyniesiono zamówienie blondynki - Mój hart ducha się wyczerpał - szepnęłam i upiłam łyk mojej kawy - Powiedział Ci, że zaczął się spotykać z Violet?
           -CO?! - krzyknęła a zaraz po tym rozejrzała się po kawiarni - Tego mi nie powiedział - syknęła - Opowiedz mi wszystko. Mamy czas - no i opowiedziałam jej. O tym jak zaczął się spotykać z Violet, jak kazał mi wyjść z mieszkania bo chciał się tam z nią spotkać, o tym jak nabawiłam się astmy i na koniec o tym jak uderzył mnie, myśląc, że umawiam się z Josh’em. Powiedziałam jej wszystko. Wyrzuciłam z siebie moje wszystkie emocje, mój ból, moje cierpienie, mój brak siły by dalej walczyć o coś, co już straciło sens na samym starcie tak naprawdę. Ale wierzyłam. Naprawdę wierzyłam, że nam się uda, że uda nam się to wszystko odzyskać, ale jak widać bardzo się myliłam. Przeliczyłam siebie i przeliczyłam również Harry’ego. Myślałam, że jego miłość do mnie będzie silniejsza niż jakaś tam amnezja, ale jak zwykle pomyliłam się i teraz na tym cierpię.
           -Naprawdę chcesz wyjechać do Hiszpanii - zapytała, gdy wspomniałam jej o moim wyjeździe do mojej ojczyzny.
           -Tak - odparłam - Potrzebuję odpocząć od tego wszystkiego, a ten wyjazd to będzie dobry pomysł.
           -No cóż, nie zatrzymam Cie tu siłą - nabiła na widelczyk kawałek szarlotki, którą zamówiła już trzecią podczas naszego spotkania - Ale może powinniście ze sobą porozmawiać? Jeszcze raz? Tak naprawdę szczerze? Może przedstaw mu to wszystko jak Ty to widzisz. Powiedz mu jak Ty się czujesz, jak Ciebie to boli.
           -Nie wiem - westchnęłam - Nie wiem czy będę miała siłę, dojść do tego punktu później, jeśli by nie wypaliło. Chyba boję się, że znów narobię sobie zbyt wiele nadziei, że znów nakarmię się stertą złudzeń a rzeczywistość mnie przygniecie bardziej niż robi to teraz.
           -Rozumiem. Przepraszam na moment - sięgnęła do swojej torebki i wyjęła z niej swój dzwoniący telefon. Zmarszczyła brwi i wyłączając go wrzuciła go do torebki - Tak jak mówiłam, rozumiem Cię, a przynajmniej staram się - powiedziała - Może przemyśl to sobie tak na spokojnie jeszcze raz? Może podjęłaś decyzję pod wpływem silnych emocji i wzburzenia, a gdy już one opadną okaże się, że zrobiłaś źle, ale będzie już za późno by to cofnąć?
           -Może i masz rację - spojrzałam w okno kawiarni, na rozświetlone latarniami ulice. Ludzi już praktycznie nie było na chodnikach, tylko pojedyncze osoby. Samochodów też już przejeżdżało znacznie mniej - Muszę sobie to wszystko poukładać. Dziękuje Gem - odwróciłam się w jej stronę i położyłam swoją dłoń na jej - Porozmawiam jeszcze z El i Lou jak wrócę do domu.
           -Dobry pomysł - klasnęła w dłonie - A teraz chyba pora się zbierać - uśmiechnęła się - No i powiedz naszym gołąbkom, że jutro do nich wpadnę.
           -Powiem na pewno - wstałam i chwyciłam za swój płaszcz - Jesteś autem czy wracasz autobusem?
           -Wezmę taksówkę.
           -No coś Ty! - od razu zareagowałam - Ja jestem autem, to Cię podrzucę - powiedziałam - Po co masz się tłuc taksówkami okrężną drogą? W którym hotelu się zatrzymałaś?
           -Tak po prawdzie to zatrzymałam się u was. Tzn u Harry’ego.
           -Oh - szepnęłam - Ale i tak Cię odwiozę - uśmiechnęłam się w jej stronę i razem opuściłyśmy kawiarnię.

4 komentarze:

  1. Kurczę! Rozumiem, że Gemma martwi się o brata, ale nie powinna mieć pretensji do Noel!
    Ona tyle przeszła, że potrzebuje spokoju. Nie może ciągle walczyć o małżeństwo, kiedy Harry zachowuje się jak dupek!
    Oczywiście bardzo chciałabym, żeby byli razem ale to Hazza powinien wziąć się w garść i o nią zawalczyć!
    Mam nadzieję, że tak się stanie :)
    Trzymam kciuki i pozdrawiam serdecznie :**
    xoxox

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opowiadanie !!

    OdpowiedzUsuń
  3. czekam na kolejny i mam ogromną nadzieję,że Harry'emu cudem wróci rozum bo nie potrafię sobie tego inaczej wyobrazić. naprawdę ciekawe! :) x

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie jest naprawdę wciągające. Z niecierpliwością czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń