Rozdział 2


           Wszedłem przez rozsuwane drzwi i kiwnąłem głową, siedzącej w recepcji pielęgniarce kierując się w stronę windy. Zatrzymałem się przed nią wcisnąłem guzik z liczbą zero i czekałem, aż drzwi się otworzą. Gdy to się już stało nacisnąłem tym razem guzik z 3 i znów czekałem, aż winda ruszy i zawiezie mnie na piętro, na którym leży moja żona. Wczoraj niczego się nie dowiedziałem, bo jak się okazało większość badań trzeba zrobić z samego rana i trzeba być na czczo, dlatego też wczoraj niczego konkretnego się nie dowiedziałem. Tutejszy lekarz kazał mi być dobrej myśli, ale oczywiście nie byłem. Nie mogłem, gdy tak naprawdę nie wiedziałem co dolega Noel i jak trzeba to leczyć, by czuła się dużo lepiej.
           Wysiadłem z widny i od razu ruszyłem do pokoju 311, gdzie leżała moja żona. Minąłem mini recepcje, która tu była, potem jakieś inne pokoje i zatrzymałem się wreszcie pod pokojem 311. Nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka, wcześniej narzucając na twarz szeroki uśmiech, który spełzł z mojej twarzy, gdy nie dostrzegłem w pomieszczeniu blondynki. I wtedy zacząłem naprawdę panikować. Wypadłem z sali, wpadając na kogoś i tym kimś okazał się być lekarz prowadzący Noel.
           -O pan Styles - powiedział patrząc w jakieś papiery - Dobrze, że pan już jest - przestąpiłem z nogi na nogę z niecierpliwości.
           -Gdzie Noel? - mężczyzna spojrzał na mnie by po chwili wskazać dłonią na drzwi, które zapewne prowadziły do jego gabinetu. Wskazałem mu aby poszedł przodem, co tez zrobił. Ja szedłem tuż za nim i jeśli byłem spanikowany nie widząc Noel w sali to teraz nie wiem jak miałem nazwać to co działo się wewnątrz mnie. Zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na krześle, które wskazał mi lekarz - Co z moją żoną?
           -Nie jest dobrze - zaczął - Jest jeszcze na kilku badaniach, które potwierdzą lub wykluczą moje podejrzenia. Ale mam praktycznie 95 % pewności.
           -Jakie podejrzenia?
           -Nie chcę...
           -Jakie.Podejrzenia - syknąłem w jego kierunku i widać, że facet załapał, że to nie są żart, i że ma mnie nie zbywać tylko walić z grubej rury.
           -Prawdopodobnie pańska żona ma ostrą białaczkę szpikową - powiedział i odłożył papiery na bok - A to zarazem nie wróży jej, albo dziecku.
           -Jej albo dziecku? Co to znaczy?
           -To znaczy, że przed państwem bardzo trudna decyzja - odpowiedział, czego nie rozumiałem kompletnie - Albo zaczniemy leczenie a to równa się śmierci dziecka, bądź uratujemy dziecko nie zaczynając leczenia, a to z kolei może źle skończyć się dla Noel - to były kurwa chyba jakieś jaja prawda? Przecież czuła się jeszcze kilka dni temu dobrze! Wszystko było dobrze! Ciąża przebiegała prawidłowo, wyniki były dobre, więc co do chuja się stało w ciągu tych kilku jebanych dni?!
           -Na co czekamy?! Trzeba zacząć leczenie! - mężczyzna siedzący na przeciw mnie pokręcił głową, co tylko mnie jeszcze bardziej zirytowało. No bo dlaczego jeszcze nie zaczęli leczyć Noel? Przecież dopiero co ją odzyskałem tak naprawdę a mam pozwolić jej odejść? Nie! Prędzej pozwolę umrzeć temu dziecku, które już pokochałem, niżeli pozwolę odejść Noel.
           -To nie takie proste jakby się wydawało - ściągnął swoje okulary i potarł dłońmi twarz - Decyzja należy do Noel - powiedział - Nie może jej pan podjąć za nią.
           -Więc co? - zapytałem - Jeśli ona zdecyduje się, że nie chce leczenia to to właśnie zrobicie?
           -Tak.
           -To są jakieś jaja! - krzyknąłem i wstałem z krzesła - Przecież to będzie dla niej wyrok!
           -Dla niej tak, ale dla dziecka nie.
           -W dupie mam teraz to dziecko! - wrzasnąłem - Chce Noel a nie tego dziecka! - usłyszałem krótki pisk za sobą i odwróciłem się widząc w drzwiach moją żonę, która w tej chwili patrzyła na mnie z niedowierzaniem i łzami w oczach, kręcąc głową. Po chwili już jej nie było. Stałem tam jak sparaliżowany. No bo czy właśnie nie powiedziałem, że nie chcę dziecka, które Noel nosi w sobie i ona to usłyszała? Czy właśnie nie doprowadziłem do tego, że prawdopodobnie moja własna żona mnie znienawidziła?


~*~
Rozdział 2 jak widać baaaaaaaardzo króciutki. I przepraszam za to, ale wolałam dodać to niż, przedłużać. Naprawdę nie sądziła, że aż tak trudno i ciężko będzie mi się pisało z perspektywy Harry’ego. Wiem co chcę umieścić w tej części, ale nie umiem tego ubrać w słowa perspektywa Harry’ego. Ale nie poddam się! Choćbym miała pisać tą część przez najbliższy rok to tak właśnie będzie. Mam zamiar umieścić tu napis HAPPY END i nic mnie przed tym nie powstrzyma :)!
Mam nadzieję, że 2 choć troszku się wam podobała :)
Pozdrawiam ;*

5 komentarzy:

  1. Wiedzialam ze bedzie miala bialaczke(chcialam byc kiedys lekarzem :P).Mam nadzieje ze wszystko jakos ulozy :)-roxi

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadrobiłam dzisiaj kilka rozdziałów i nie mogę doczekać się następnego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu to zrobiłaś?! Ja się prawie popłakałam !Następny ;)

    OdpowiedzUsuń