Rozdział 3


           Tak, wyniki potwierdziły się i Noel choruje na ostrą białaczkę szpiku, i tak odmówiła leczenia na rzecz życia tego dziecka, i tak nienawidzi mnie, ponieważ minęły już dwa tygodnie, a ja od tego czasu nie widziałem jej ponieważ najpierw nie chciała widzieć mnie w klinice, a potem wyprowadziła się do Lou i Eleanor. Znów. Czuję się jakbym miał deja vu, jeśli chodzi o jej wyprowadzkę. Czy starałem się ją przeprosić? Nie. Nie ponieważ nadal utrzymuje się tego, że chcę Noel a nie to dziecko. Bo przecież mogłaby teraz przejść przez leczenie i moglibyśmy mieć jeszcze gromadkę dzieci po tym prawda? Ale Noel nie chce gromadki, ona chce to dziecko, które nosi w sobie już od czterech miesięcy. Więc tak, mogę powiedzieć, że tracę swoją żonę i być może, że na zawsze. nie, nie dlatego, że odejdzie z własnej woli, ale dlatego, że śmierć wyrwie mi ją z ramion. Czy będę wstanie kochać to dziecko? Nie. Nie będę potrafił go pokochać wiedząc, że ono odebrało życie mojej żonie.
           -Harry! - spojrzałem na wszystko dookoła nie wiedząc przez chwile gdzie jestem - Znów odleciałeś. Stary za tydzień zaczynamy trasę, a Ty wciąż chodzisz ja naćpany! Skup się! - łatwo mu mówić, bo to nie Perrie jest umierająca, i to nie Perrie skazała siebie na śmierć by uratować dziecko.
           -Ciekawe czy byłbyś wesoły, gdyby tu chodziło o Perrie! - wstałem z krzykiem patrząc na przyjaciela.
           -Na pewno nie zostawiłbym jej z tym samej - odparował.
           -Jasne - prychnąłem.
           -Wiesz co Harry? - spojrzałem na Niall’a - Spisujesz Noel na śmierć, a nie ma 100% pewności, że tak się właśnie stanie. A może Noel się uda? Może lekarze zdążą z terapią na czas, zaraz po porodzie? Jestem ciekawy jak wtedy spojrzysz jej w oczy. Będziesz to potrafił zrobić? Stanąć na przeciw niej wiedząc, że jeszcze kilka miesięcy wstecz wyrzekłeś się waszego dziecka i zostawiłeś ją z tym samą, mimo, że przysięgałeś jej przed bogiem na dobre i na złe? W zdrowiu i w chorobie?
           -Tak się składa, że tego nie pamiętam - powiedziałem patrząc mu z pewnością w oczy.
           -To dlaczego nie pozwoliłeś jej odejść, gdy tego chciała? - stałem tam i patrzyłem na niego nie wiedząc co mu odpowiedzieć - Dziś już nic nie załatwimy - powiedział - Wracam do domu - po tych słowach sięgnął z fotela swoją kurtkę i wyszedł ze studia, a reszta zrobiła to zaraz za nim zostawiając mnie w pomieszczeniu samego ze swoimi myślami, które kotłowały się w mojej głowie. Czy Niall naprawdę mógł mieć rację? Co zrobię jeśli Noel naprawdę się uda? Czy będę potrafił spojrzeć jej wtedy w oczy? Czy zostanie ze mną? A może znów będzie chciała odejść? Czy pozwolę jej na to? Wrzasnąłem i pociągnąłem za swoje włosy w geście frustracji.


           -Mogę wejść? - zapytałem Eleanor, gdy tylko drzwi zostały otworzone - Czy mogę się z nią zobaczyć? - brunetka pokiwała głową w proteście.
           -Ona nie chce Cię widzieć, ani rozmawiać z Tobą.
           -To moja żona.
           -Którą zraniłeś i zostawiłeś samą, gdy potrzebowała Cię najbardziej Harry.
           -Proszę.
           -Przykro mi - powiedziała i zamknęła drzwi, przekręcając klucz w drzwiach, jakby w obawie, że wtargnę do środka na siłę. I miała rację. Zrobiłbym to, aby tylko móc zobaczyć się z Noel. Czułem jak zapiekło mnie pod powiekami, dlatego jak najszybciej odszedłem od drzwi i wsiadłem do auta. Dopiero tam pozwoliłem by łzy, które pchały się mogły wyjść na zewnątrz. Wrzasnąłem i uderzyłem otwartymi dłońmi w kierownicę. Dlaczego kurwa zawsze coś spieprzę?! Może Niall miał rację? Może powinienem był jej po prostu pozwolić odejść gdy tego chciała? Może teraz nie przechodziłaby przez to? Może nie byłaby chora? A jeśli nawet by była to nie musiałaby decydować czyje życie ratować bo nie byłaby teraz w ciąży.
           Podniosłem głowę gdy usłyszałem stuknięcie w szybę, a już po chwili na miejscu pasażera siedział Louis. Przez dobre kilkanaście minut żaden z nas się nie odzywał. Siedzieliśmy tak w ciszy.
           -Spieprzyłem prawda?
           -Jeszcze nie - odpowiedział Louis i spojrzał na mnie - Po prostu ona jest teraz zraniona i zagubiona. Walcz Harry, a odzyskasz ją i wasze dziecko - skrzywiłem się na słowo dziecko - Harry ono jest Twoje czy tego chcesz czy nie. Pomyśl o tym, a co jeśli Noel zgodziłaby się na terapię, która by nie pomogła. Odeszłaby a wtedy nie miałbyś po niej nic a tak? Jeśli terapia się nie uda po tym jak urodzi już zawsze będziesz miał to dziecko.
           -Ale nie będę miał Noel - powiedziałem.
           -W pewnym sensie będziesz miał - uśmiechnął się delikatnie - Noel będzie w jakimś stopniu żyła w tym dziecku. Ono będzie częścią niej - wysiadł z samochodu i zniknął po chwili za drzwiami swojego domu. Czy on miał rację? Czy ja źle na to spojrzałem? Czy za szybko pokierowałem się emocjami? Otarłem policzki nie zdając sobie sprawy, że przez cały ten czas łzy napływały na nie. Odpaliłem silnik i odjechałem spod domu Tomlinson’ów. Ale Lou miał rację. Będę walczył o Noel.


~*~
Chyba nie stać mnie na nic dłuższego jeśli chodzi o perspektywę Harry’ego :D Siedzę nad tym, ślęczę, myślę i jedyne co mi wychodzi to taki gniot jak to :D Ale mam nadzieję, że komuś podoba się i to :)
Pozdrawiam ;*

3 komentarze:

  1. Mnie się podoba perspektywa Harrego i szkoda mi go bo też rozumiem jego punkt widzenia a wszyscy go doluja rozdział fajny czekam na nexta pzdr Kinga

    OdpowiedzUsuń