Rozdział 4


           Wysiadłem z auta, którym podjechaliśmy z Louis’em pod jego dom i od razu skierowałem się do wejścia. Udało mi się ubłagać Eleanor aby pozwoliła mi chociaż zobaczyć Noel, zanim wyruszymy w dwumiesięczną trasę, bez żadnego koncertu w Wielkiej Brytanii. Nie byliśmy z tego zadowoleni, no ale cóż. Nic na to nie poradzimy. Niestety.
           Wszedłem do środka nie zamykając drzwi wiedząc, że Lou jest tuż za mną, zatrzymałem się w wejściu do ich salonu, w którym na kanapie siedziała El, z kubkiem kakao.
           -Cześć El - powiedziałem, na co brunetka odwróciła się w moją stronę z delikatnym uśmiechem i kiwnęła mi głową na przywitanie - Śpi?
           -Śpi - odpowiedziała - Ale bądź cicho, proszę - patrzyła na mnie smutnym wzrokiem - Ma strasznie leciutki sen, a naprawdę ciężko jej się zasypia.
           -Obiecuję, że będę bardzo cichutko - odwróciłem się i zatrzymałem przy schodach. Zdjąłem swoje buty, chcąc w ten sposób wyciszyć moje kroki i najciszej jak mogłem wbiegłem co drugi stopień na piętro, i zatrzymałem się przy drzwiach do pokoju gościnnego, który zajmuje Noel. Otworzyłem drzwi po cichutku i wsunąłem się do tonącego w mroku pokoju. Na dworze była szarówka, więc bez problemu mogłem podejść do łóżka, na którym spała moja żona, nie robiąc żadnego hałasu dookoła.
           Przykucnąłem zaraz przy brzegu łóżka, i miałem ogromne szczęście, że Noel akurat spała twarzą do mnie. uśmiechnąłem się czule na jej widok. Nie widziałem jej od trzech tygodni. To długo. Chciałem podnieść kołdrę i sprawdzić czy jej brzuszek urósł, ale wiem, że to mogłoby ją zbudzić, więc odpuściłem sobie. Tak, przemyślałem sobie słowa Niall’a jak i Lou i doszedłem do wniosku, że mieli cholerną rację. To dziecko jest moje i tak naprawdę nie jest niczemu winne. Nie mam prawa obwiniać go za to, że Noel zachorowała właśnie teraz, i że jako matka chce dać mu szanse na życie. Nawet jeśli miałoby ono toczyć się bez matki, czego tak naprawdę nie dopuszczam do siebie. Wierzę, że uda nam się na czas zdążyć z terapią i Noel przeżyje. Będziemy szczęśliwą rodziną i wychowamy to dziecko razem, że nie będę samotnym ojcem. Teraz wiem, że pragnę tego dziecka równie mocno jak Noel, ale działałem pod chwilą emocji, co nie było dobre.
           -Hazz - usłyszałem cichy szept i spojrzałem w stronę drzwi, gdzie wystawała głowa Eleanor - Przyjechała reszta - kiwnąłem głową, że rozumiem - Powiem, że będziesz za pięć minut.
           -Dziękuję, El - posłałem jej najcieplejszy uśmiech jaki tylko mogłem w tej sytuacji. Ona odwzajemniła to i wyszła z pokoju zamykając bezszelestnie drzwi. Chyba ma już to wyćwiczone. Posiedziałem jeszcze z trzy minutki przy niej po czym tak samo cicho jak brunetka wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół, gdzie reszta szeptała między sobą. Podziwiałem Niall’a za to, że tak potrafi bo jest naprawdę głośną osobą. Byłem im wdzięczny za to, że biorą pod uwagę stan mojej żony i robią wszystko by było jej jak najlepiej - O jesteś już - spojrzałem na El i po raz któryś już dziś posłałem jej uśmiech - Zrobiłam wam kanapki, na czas lotu, żebyście nie musieli jeść tego samolotowego szajsu.
           -Dziękuję kochanie - Louis objął ją ramieniem, całując w policzek co nas wszystkich rozczuliło.
           -Pożegnałeś się Romeo - zaśmiał się Zayn, na co pokazałem mu środkowy palec.
           -Na tyle na ile pozwoliły mi warunki - odpowiedziałem na co reszta kiwnęła głowami - Zbieramy się?
           -Yep - Louis wstał z swojego miejsca i pomógł również El - Jezu jak mnie się nie chce.
           -No co Ty nie pooooooooooowiesz - powiedział, przez ziewnięcie Niall, na co wszyscy się zaśmialiśmy, ale nie na tyle głośno by było nas słychać u góry. Nie chcieliśmy obudzić Noel.
           -Dobra chłopaki, naprawdę musimy się już zbierać - powiedział Liam, a my chcąc nie chcąc przyznaliśmy mu rację. Każdy z nas przytulił El, ale ja zrobiłem to na samym końcu mając w tym swój cel.
           -Mogę mieć do ciebie prośbę? - wyszeptałem w jej włosy, gdy ją przytulałem.
           -Jasne - odsunąłem się od niej i wyciągnąłem z tylnej kieszeni zgiętą kartkę, na której napisałem to co czuję, i to jak bardzo przepraszam Noel.
           -Mogłabyś to dać Noel? - podałem jej kartkę - Chciałem zostawić to na szafce, w pokoju, ale nie sądzę by był to dobry pomysł prawda?
           -Prawda - odpowiedziała i wzięła kartkę - Dam jej to na pewno, możesz być pewny - uśmiechnęła się - A teraz uciekaj, bo Liam pewnie zaraz roztrzepany, że się spóźnicie.
           -Harry! - zaśmialiśmy się z Eleanor, gdy usłyszeliśmy wołanie Liam’a z zewnątrz. On jest taki przewidywalny. Przytuliłem ją jeszcze raz, po raz kolejny dziękując i całując ją w policzek wyszedłem z domu kierując się do auta, które nam podstawili, aby zawiozło nas na lotnisko.


           -Kurwa! - wrzasnąłem wyskakując z łóżka jak z procy, gdy poczułem na sobie przeszywające zimno - Pojebało Cię Tomlinson! - cała czwórka zanosiła się śmiechem, ale mnie do śmiechu nie było. Wściekły zebrałem swoje ciuchy, które jak zawsze miałem już przyszykowane dzień wcześniej i zamknąłem się w łazience trzaskając drzwiami najgłośniej jak potrafiłem. Nie dość, że nie spałem pół nocy przez straszliwy ból głowy, to jeszcze się ich żart trzymają. No naprawdę zabawne.
           -Hazz nie złość się!
           -Pierdol się! - odkrzyknąłem i zacząłem się wycierać ręcznikiem. Gdy byłem już suchy ubrałem się i dopiero wtedy wyszedłem z łazienki. W pokoju zastałem tylko Louis’a, ale ominąłem go nie odzywając się nawet słowem. Nienawidziłem takich pobudek i oni dobrze o tym wiedzieli. Teraz cały dzień będę marudny i ciągle będę na każdego warczał co nie jest dobre, zważywszy na to, że mamy dziś jeden z ważniejszych wywiadów. No cóż, oni za to będą odpowiadać, nie ja. Przykro mi.
           Zabrałem z szafki swój telefon i portfel z dokumentami i podszedłem do drzwi, czekając aż Louis wstanie i do mnie dołączy, czego się nie doczekałem. Patrzyłem się na niego a on na mnie, jakbyśmy widzieli się po raz pierwszy w życiu.
           -Nie wysuszysz głowy?
           -Nie - odpowiedziałem otworzyłem drzwi wskazując mu ręką, żeby już wyszedł, co zrobił, a ja zaraz za nim.
           -Ale jest zimno na zewnątrz.
           -Mogłeś o tym pomyśleć, zanim oblałeś mnie wiadrem zimnej wody - warknąłem w jego stronę i ruszyłem w stronę wind. Nie interesowała mnie czy idzie za mną czy też nie. Byłem na niego i resztę mega wściekły za ten jakże głupi żart.
           -Harry nie wygłupiaj się i wróć chociaż po czapkę - pokazałem mu środkowy palec i wsiadłem do windy. Lou zdążył do niej wskoczyć zanim ona się zamknęła - Masz - podał mi swoją bluzę z kapturem.
           -Daruj sobie - wyciągnąłem telefon z kieszeni i spojrzałem na godzinę. Sapnąłem gdy na ekranie wyświetliły się cyfry, układające się w godzinę 08:37. No to trasę oficjalnie czas zacząć.


~*~
No i mamy rozdział 4 :) Mam nadzieję, że wam się podobał :) Ja muszę przyznać, że mnie się ten podoba najbardziej z całych rozdziałów z Część II :)
Chciałam was też okazyjnie zaprosić na mojego bloga, gdzie pojawiają się same One-Shot :) Jeśli ktoś chętny to zapraszam na www.krotka-historia-harry-styles.blogspot.com
Zapraszam i pozdrawiam ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz