Rozdział 2


           Przetarłam dłońmi twarz i spojrzałam w lustro. Byłam dziś już naprawdę wykończona, ale musiałam przyjść na moją rańszą zmianę. Całą noc się uczyłam i na zmianę pisałam moją pracę zaliczeniową, którą muszę jutro oddać profesorowi Sprints.
           -Noel, jesteś tam? - słyszę delikatne pukanie w drewnianą płytę i głos mojej koleżanki.
           -Tak! - odkrzykuję - Już wychodzę! - odkręcam wodę i nabieram ja na dłonie by móc ochlapać zmęczoną twarz. Zakręcam ja i wychodzę uśmiechając się do Mary-Ann - Poczekam na Ciebie przy wyjściu - mówię jej na co ona kiwa głową. Wyszła z zaplecza i ruszyłam przed siebie szukając w torebce kluczyków od auta. Poczułam uderzenie i zimną ciecz na mojej bluzce. Pisnęłam głośno i odskoczyłam do tyłu. Spojrzałam najpierw na moją ulubioną, bluzkę, na której widniał czekoladowy shake, a potem podnoszę wzrok na sprawcę tego, który patrzy na mnie ze złością.
           -Patrz jak idziesz! - syczy w moją stronę - Przez Ciebie straciłem swojego shake’a! - prycham wściekła. No co za typ! Znam go! Często tu przychodzi z kumplami i swoją jakże uroczą dziewczyną. Harry Styles. Ale nie tylko stąd go znam.
          -A ja straciłam moją ulubiona koszulkę! - również syczę w jego kierunku - I wielkie mi halo odkupie Ci tego shake'a! - mówię i odchodzę do niego w stronę lady - Cześć Ana - mówię - Daj mi czekoladowego shake’a - dziewczyna widziała całe zajście więc bez żadnego słowa odeszła by nalać do kubka dany napój.

           -Powiedz panu gwiazdce, że to na koszt firmy - puszcza mi oko na co ja się uśmiecham i odchodzę od lady. Rozglądam się za tą burzą loków i gdy zauważam go zaraz przy ostatnim stoliczku wraz ze swoją zgrają podchodzę do nich. Pan gwiazda jak nazwała go Ana siedzi do mnie tyłem - Przyszłam wyrównać rachunki - mówię.
           -Słucham? Jakie rach... - nie kończy ponieważ wylewam na niego całego shake’a. Usłyszałam śmiechy jego kumpli i ich dziewczyn.
           -Właśnie tych - uśmiecham się najsłodziej jak tylko potrafię i odchodzę od ich stolika.
           -Lubię Cię! - krzyczy blondyn o imieniu Niall i mi macha.
           -Ja was też! - podnoszę torbę z ich podobiznami do góry i odmachuje blondynowi na co cała grupa wybucha jeszcze większym śmiechem. No prawie cała bo dwie osoby siedzą wściekłe. Chłopak w lokach o imieniu Harry, i jego dziewczyna o imieniu Violet.

           Otwieram oczy i uśmiecham się na wspomnienie momentu, kiedy tak naprawdę się poznaliśmy. Pamiętam, że na drugi dzień Harry przyszedł do McDonalds’a gdzie wtedy pracowałam i przeprosił mnie za wcześniejszą sytuację, tłumacząc się, że miał gorszy dzień a do tego pokłócił się z dziewczyną. Ja również go przeprosiłam i odmówiłam zapłaty za jego czekoladowego shake’a.
           Moje wspominki przerwał atak kaszlu. Tak moje ostatnie wyjście, które zrobiłam po tym co oznajmił mi mój mąż nie skończyło się dla mnie dobrze. Leże teraz na kanapie okryta kołdrą i pięcioma kocami z zapaleniem zatok, oskrzeli i bóg jeden wie jeszcze czego. Louis był wściekły gdy przyszłam do mieszkania jego i Eleanor w samym dresie i kapciach. Wiem, że to głupota, ale wtedy nie myślałam logicznie. Mój własny mąż teoretycznie wyrzucił mnie z domu, tylko po to aby spotkać się w naszym mieszkaniu ze swoją byłą. Jak inaczej miałam zareagować?
           Wychyliłam się z kanapy w stronę stolika, by zabrać chusteczki, gdy znów dostałam ataku kaszlu, z tym, że gorszego od poprzedniego. Zakryłam usta dłonią i kaszlałam. Nie mogłam złapać porządnego oddechu i zaczęło mnie to przerażać, chciałam chwycić za telefon i zadzwonić do Lou, ale za mocno się wychyliłam i spadłam z kanapy nadal mocno kaszląc i jednocześnie próbując złapać oddech. Leżąc na boku, na dywanie próbowałam wymacać telefon, ale nic z tego mi nie wychodziło. Do oczu napłynęły mi łzy, które po kilku sekundach wypłynęły na wierzch. Czułam, że zaczynam się dusić. Po prostu to czułam i wiedziałam, że jeśli zaraz ktoś się nie pojawi to może się to dla mnie źle skończyć. Gdzie był Harry? Dlaczego zostałam w domu sama, akurat w takiej chwili? Kaszel nie mijał a przed oczami zaczynały pojawiać się czarne plamy. Próbowałam je odgonić poprze mruganie, ale to nie pomagało.
           Poczułam jak unoszę się do góry, ale nie potrafiłam tego zidentyfikować. Nie wiedziałam już co się wokół mnie dzieje. Widziałam tylko czarne plamy i czułam, że nie mogę złapać oddechu.

           Leżałam w szpitalnej sali, na dość niewygodnym łóżku i patrzyłam przed siebie. Miałam podłączoną kroplówkę a na twarzy maskę tlenową, która bądź co bądź ułatwiała mi oddychanie. Byłam bardzo osłabiona co czułam każdą częścią swoje ciała i nie miałam siły nawet ruszyć palcem u ręki. Ciągle zastanawiam się jak to się stało, że ze zwykłego zapalenia oskrzeli przeszłam do astmy? Czy to się naprawdę dzieje? No najwidoczniej tak.
           Usłyszałam otwieranie drzwi, ale naprawdę nie miałam siły odwrócił głowy w tamta stronę. Mogłam mieć tylko nadzieję, że to nie pielęgniarka z kolejną dawką leków wzmacniających, tylko ktoś całkiem inny. Na przykład mój mąż, który odkąd jestem w szpitalu nie odwiedził mnie ani razu. To bolało, bardzo bolało, bo naprawdę zależy mi na Harry’m jak i na tym by odzyskać tego Harry’ego, którego straciłam te pięć miesięcy temu. Tak jak straciłam. Nie Louis, nie Liam i reszta tylko ja. Ja jedyna. Bo to mnie nie pamięta. To wszystkie wspomnienia ze mną, uleciały mu z głowy jak powietrze z balona. Pamięta wszystko i wszystkim, tylko nie mnie.
           -Cześć chorowitko - usłyszałam wesoły głos Perrie - Jak się dziś czujesz? - chciałam jej powiedzieć, że kompletnie do bani, ale naprawdę nie miałam siły. Zdążyłam tylko zarejestrować, jak usiadła na stołku obok łóżka zanim moje powieki opadły.


           -Boże nareszcie w domu! - sapnełam gdy tylko moje bose stopy dotknęły zimnych kafelek w przedpokoju - Dom! - krzyknęłam radosna, ale zaraz przestałam gdy dostałam kaszlu - Ale za tym to już nie tęskniłam - zaśmiałam się, gdy kaszel ustał. Weszłam do salonu i od razu usiadłam na kanapie okrywając się moim ulubionym, bordowym kocem - Mmmmm, jak milusio.
           -Chcesz herbaty? - odwróciłam głowę w stronę Harry’ego i kiwnęłam na znak zgody. Tak Harry odebrał mnie ze szpitala, ale tylko dlatego, że Lou zmył mu za to głowę. Gdyby nie on to albo wracałabym taksówką, albo ewentualnie ktoś by mnie odebrał ze szpitala. Powinnam się cieszyć, że Harry zdecydował się odebrać mnie ze szpitala, ale nie potrafiłam. Nie potrafiłam bo wiedziałam, że zrobił to tylko dlatego, że Louis wręcz go do tego zmusił i obarczył go winą za stan mojego zdrowia. Co moim zdaniem nie było jego winą. No bo ja sama wyszłam na zewnątrz w samym dresie i kapciach, gdy temperatura wskazywała -20 °C prawda? I nie jest ważne, że zrobiłam to po kłótni... Chociaż nie mogę tego nazwać kłótnią. Po prostu wyszłam z domu gdy mój mąż oznajmił mi, że chce abym opuściła mieszkanie bo on chce się spotkać w nim ze swoją byłą. No więc wyszłam. Harry tu nie zawinił. Bo nie zawinił prawda? - Proszę - Harry pojawił się przede mną z dwoma kubkami parującej herbaty. Odebrałam od niego delikatnie kubek i postawiłam go na swoim kolanie nadal go trzymając w dłoni.
           -Obejrzymy coś? - zapytałam z nadzieją - Może Bambi? - zaproponowałam tą właśnie bajkę ponieważ wiem, jak mój mąż bardzo ją uwielbia.
           -Nie dziś - mówi - Jestem umówiony z Violet - odrzuciłam koc na bok nie zwracając uwagi na to, że wytrąciłam kubek z ręki a gorąca herbata właśnie oblała koc i część kanapy. On tego nie powiedział prawda? Nie powiedział, że jest znów umówiony z Violet?
           -Świetnie! - sarknęłam i wyszłam z salonu nie odwracając się nawet w jego stronę. To już naprawdę zaczynało być przegięciem. Harry przeginał! Jak może spotykać się z nią mając żonę?! Mając MNIE! Nie powinien tego robić! Ciekawe jak on by się poczuł gdyby to ja zadzwoniła do Josha i się z nim umówiła? Ruszyłoby go to? Byłby wściekły? Byłby zazdrosny, że jego żona wychodzi ze swoim byłym? Oczywiście, że nie! Nie byłby ponieważ nie wie kim jest Josh i nie wie jak rywalizował z nim o mnie bo tego nie pamięta! Mój mąż mnie NIE PAMIĘTA! Nie pamięta mnie i nic co ze mną związane, a co za tym idzie nie pamięta Josha.
           Zsunęłam się w dół po drzwiach i rozpłakałam w głos. Nie obchodziło mnie to czy Harry mnie słyszy. A niech słyszy. Może dotrze do niego jak bardzo mocno mnie krzywdzi! Niech dotrze wreszcie do tego jego kędzierzawego łba, że krzywdzi własną ŻONĘ!! Że to co robi boli, rani. Że ja go Kocham. Że ja się staram. Właśnie. JA się staram, nie ON. Staram się za dwoje. Ale czy to ma sens? Oczywiście, że ma. Ja wciąż wierze, że Harry odzyska pamięć i wszystko będzie tak jak dawniej. Tak jak te pieprzone pięć miesięcy temu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz